Newsweek Poland: Chodorkowski: Dość ustępstw dla carów Rosji

October 11, 2011

Administracja prezydenta Obamy wydaje się dumna z udanego resetu w stosunkach rosyjsko-amerykańskich. I to prawda: antyamerykańską propagandę w rosyjskich mediach rzeczywiście nieco stonowano, podobnie jak konfrontacyjne wystąpienia przedstawicieli Kremla na temat amerykańskich planów budowy tarczy antyrakietowej w Europie. Oba kraje znalazły wspólny dyplomatyczny grunt w Libii i Iranie, a NATO stale korzysta z rosyjskiej przestrzeni powietrznej, by zaopatrywać swoje wojsko w Afganistanie. Nie można też zapomnieć o wartej 3,5 mld dolarów sierpniowej wymianie akcji między Exxonem i Rosnieftem – największym państwowym koncernem naftowym w Rosji. Biały Dom uważa ją za swego rodzaju drogi prezent dla Ameryki – takie serdeczne pozdrowienia z Rosji.

Niestety, cena tego zbliżenia jest koszmarnie wysoka. Postęp gospodarczy i polityczny został okupiony tym, że Ameryka po cichu zapomina o demokratycznych wartościach i o prawach człowieka. Jeśli o Ameryce mówi się, że przewodzi dziś światu, to przede wszystkim jest to przywództwo moralne. Miliony ludzi wciąż spoglądają na Stany Zjednoczone jak na latarnię wolności. Gospodarcza potęga Ameryki w dużej mierze wywodzi się z tego moralnego przywództwa – ludzie wierzą w dolara, bo wierzą w amerykański model gospodarczy. Ale wierzą też w wartości, które USA stworzyły u siebie i promują na arenie międzynarodowej: uczciwą rywalizację polityczną, wolne wybory, niezależne media i sądownictwo.

Oczywiście prezydent Barack Obama musi zmagać się z przykrymi faktami – jednym z najważniejszych jest to, że globalny rozwój gospodarczy zaostrzył konkurencję o zasoby naturalne, zwłaszcza o surowce energetyczne. Jasne jest również, że w czasach kryzysu gospodarczego istnieje ogromna pokusa stwierdzenia, że lepiej zaprzyjaźnić się z krajami bogatymi w takie surowce – choćby nie wiadomo jak ohydne były to reżimy – niż wszczynać przeciw nim wojnę albo je antagonizować.

Moralne ryzyko tego rodzaju polityki ustępstw jest jednak znacznie większe niż wynikające z niej krótkoterminowe korzyści. Zawieszając na kołku swe podstawowe wartości, byle tylko zaprzyjaźnić się z dyktatorami, Ameryka ryzykuje roztrwonienie moralnego kapitału. Kapitału, który wcale nie jest nieograniczony. Jeśli USA nie będą żyły zgodnie z zasadami demokracji, zachwieje się wiara w amerykańskie marzenie – w to, że wszyscy zasługują na równe szanse, na prawo do wypowiedzi i bycia wysłuchanym. Trzeba mieć świadomość, że zachwieje się też wiara w to, że demokracja to najskuteczniejszy system rządów.

Jest inna droga. Przywróćmy ideałom ich należne, centralne miejsce w polityce i zajmijmy się kwestiami gospodarczymi, tak jak robili to dawniej rozsądni i honorowi ludzie – za pomocą intelektu. Wystarczy jeden prosty, konkretny przykład: gdyby Ameryka wydawała na oszczędzanie energii i poszukiwania alternatywnych jej źródeł tyle, ile Izrael czy Niemcy, to już dawno przestałaby być uzależniona od ropy z importu. Politycy najwyraźniej boją się tego rodzaju dalekowzrocznej polityki, bo mogliby przegrać wybory. Jednak czy ktoś wątpi, że Ameryka w dłuższej perspektywie wygrałaby, zyskując niezależność energetyczną?

Wyszłoby to na dobre nie tylko Ameryce. Reżimy, na przykład w Rosji, musiałyby zabrać się do poważnej politycznej i gospodarczej modernizacji, zamiast tylko obiecywać reformy w przyjemnych dla ucha, ale pustych przemówieniach.

Zbliża się czas decyzji – czy Ameryka wybierze moralność, czy jedynie pragmatyzm? To decyzja kluczowa. Jeśli Ameryka przestanie bronić praw człowieka na świecie, to nie będzie to jedynie błąd. Będzie to także niebezpieczne wydarzenie. Można by rzec, że równie groźne, jak uzależnienie USA od importowanej energii.

Potęga gospodarcza Ameryki zależy od jej moralnego przywództwa – jeśli straci jedno, straci też drugie. Jeśli do tego dojdzie, to Ameryka, a nie Rosja okaże się prawdziwym przegranym zimnej wojny. A ci z nas, którzy wciąż wierzą i walczą o ideały wolności, będą toczyć tę bitwę w jeszcze większej samotności.