Wprost: Jak trudno czekać na syna

December 23, 2011

Misza, jak kiedyś wyjdzie z więzienia, nie będzie się mścił na Putinie. Ale jak ja bym kiedyś Putina spotkała, to już by go nie było na świecie. Z Mariną Filipowną i Borysem Moisiejewiczem Chodorkowskimi, rodzicami Michaiła Chodorkowskiego, rozmawia Wiktor Bater.

Michaił Chodorkowski był najbogatszym człowiekiem w Rosji, szefem naftowego imperium Jukos. Teraz odbywa kolejny wyrok w Karelii na północy Rosji. Z jego rodzicami rozmawiałem w domu-internacie dla dzieci w Koralowie pod Moskwą. Dom powstał z inicjatywy Michaiła Chodorkowskiego w połowie lat 90. Mieszka w nim i uczy się 175 dzieci, głównie sierot, m.in. po ofiarach zamachów terrorystycznych na Dubrowce czy w Biesłanie. Opiekują się nimi rodzice byłego oligarchy i 150 pracowników. Korzystają z pieniędzy fundacji założonej przez Chodorkowskiego w Londynie.

WIKTOR BATER: Była pani u syna tydzień temu. Często się widujecie?

MARINA CHODORKOWSKA: Widzimy się co dwa miesiące. Do Segierza jedzie się ponad 20 godzin pociągiem. Wpuszczają nas do niego dwójkami. Ja mogę rozmawiać z nim przez cztery godziny, wyłącznie przez telefon, dzieli nas szyba. Rozmawiamy w kabince z dwoma krzesłami, przybitymi do podłogi. Jest tylko jedna słuchawka, więc kiedy ja rozmawiam z synem, mąż nie może, potem się zamieniamy. Rozmowa jest kontrolowana, nie o wszystkim udaje się porozmawiać.

W Karelii warunki są lepsze niż w Krasnokamieńsku, gdzie był poprzednio? Mówiła pani, że tam warunki, w jakich się spotykaliście, były przerażające.

MC: Jest znacznie gorzej. W Krasnokamieńsku mieliśmy na spotkania dwa pokoiki: gościnny i sypialnię. Był tapczan, dwa fotele, w sypialni wielkie łoże, kuchnia, dwie toalety. W Segierzu jest tylko ciasny pokój. Współwięźniowie przymocowali do tapczanu Miszy dodatkowe deski, żeby zwiększyć powierzchnię do spania. Adwokaci wożą dzieci do taty na widzenie, Michaił może w tym pokoiku spędzić z żoną jedną noc. Kiedy żona Michaiła wróciła do hotelu, od razu musiała wziąć prysznic. To najwięcej mówi o warunkach, jakie tam panują.

REKLAMA

Co syn opowiada o więziennym życiu? O czym marzy? Śni o wolności?

MC: Misza nie ma snów. Przynajmniej tak mówi: „Śpię spokojnie, nie dręczą mnie ani koszmary, ani marzenia”. O polityce stara się nie myśleć. To, co mówią o jego prezydenckich ambicjach, to bzdury. Na co dzień pracuje w zakładzie produkującym opakowania. Jest chłopcem na posyłki, „przynieś, podaj, pozamiataj”. Ale dobrze się z tym czuje – ma czas na myślenie. Przychodzi po pracy do celi, bierze kartkę i pisze. Współwięźniowie przyzwyczaili się, że Miszka pisze, więc nie wyłączają mu światła. Sami cały czas oglądają telewizję, czyli to, co służba więzienna łaskawie włączy, bo więźniowie nie mogą przełączać kanałów. A Misza wkłada sobie zatyczki do uszu i pisze. Konfliktów ze współwięźniami nie ma. W celi jest ich ponad 20, w większości młodzież, gastarbeiterzy z Tadżykistanu lub Uzbekistanu. Są muzułmanie. Kiedyś przywiozłam mu paczkę, w której było trochę miejsca, więc postanowiłam dokupić mięso. Niestety, w Segierzu jest tylko jeden sklep, w którym można coś kupić. Do pozostałych wejdziesz, poczujesz zapach i odechciewa się kupować. W tym jedynym sklepie była tylko szynka. Kupiłam, a Miszka na mnie: „Wieprzowina?! Mamo, ze mną siedzą sami muzułmanie! Oni pomyślą, że poprosiłem o takie mięso, żeby się nie dzielić!”. Opowiadał, że to w jego kolonii duży problem: jest tam hodowla świń, kucharze obficie polewają makaron świńskim tłuszczem. Te biedaki siedzą w milczeniu i żują suchy chleb. A Miszce mija apetyt. Żal mu tych młodych ludzi: siedzą latami za byle co – ktoś ukradł kurę, ktoś telefon komórkowy, ktoś sprzedał narkotyk. „Stłuc ich na kwaśne jabłko – mówi Misza – żeby pamiętali! A nie wsadzać do więzienia, gdzie przetrącą im kręgosłup i złamią życie. Wyjdą stąd pełni nienawiści”. Michaił z nimi rozmawia, oni go szanują.

Source: Wprost